Droga do biegania i -41kg. Ze szpitalnego łóżka do maratonu

Hej hej!!! 🙂

Wszystko się zmieniło gdy powróciłem z Londynu do Polski. To co się wydarzyło w kolejnych dniach było oczywiście niespodziewane. Bo trudno sobie wyobrazić aby choroba wysłała emaila lub smsa typu –  halo, uwaga jutro będę. Obudziłem się jak co dzień i nic nie wskazywało, że będzie inaczej. Po południu się zaczęło. Ból postępował dość szybko. Więc wziąłem dwie tabletki przeciwbólowe popiłem szklanką wody i myślę, a nawet byłem pewny że przejdzie. Wyszedłem z kuchni do pokoju i usiadłem na kanapie. I jak tak usiadłem to wiedziałem już, że nie jest dobrze. Ból tak się nasilił że kark mi drętwiał, a oczy mrużyłem. W jakiś sposób ubrałem się i wyszedłem z domu w kierunku szpitala. Nie mam daleko, a drogę pamiętam jak przez mgłę. Zacząłem się mocno pocić pomimo tego, że szedłem wolno. Wchodząc na izbę przyjęć po bardzo szybkich oględzinach zostałem skierowany do lekarza już na wózku. Lekarz nie mógł mi założyć pasa do EKG bo tak się ze mnie lało, a przyrządy nie trzymały się ciała. Dali mi także szybko kroplówkę po której poczułem się lepiej. Lecz jednoznacznie lekarz stwierdził, że do domu nie wrócę. Telefon do mojej żony Agnieszki i informacja co i jak. FB_IMG_1428836138898Rozpoczęły się badania. Rezonans jeden, rezonans drugi. Czekam na wynik. Lekarz na obchodzie mówi, że Panie Piotrze musimy raz jeszcze zrobić rezonans. Wtedy przechodziły setki myśli w mojej głowie. Założyłem słuchawki na głowę i odpaliłem muzę. Pamiętam, że rozbrzmiewał polski Armagedon z najnowszym albumem Thanatology. Byłem przygotowany na wszystko i w jakiś sposób pogodzony z samym sobą. Te myśli, które w jakiś sposób miały tę całą sytuację usprawiedliwić, że w sumie w życiu dużo już widziałem, zwiedziłem, byłem w różnych miejscach, dotykałem piramid w Egipcie o których od dziecka marzyłem, byłem na dziesiątkach koncertów w Polsce jak i Europie. Samą Metallice widziałem na żywo z 14 razy, Iron Maiden, Slayer, Behemoth, Vader, Armagedon, Soulfly, ACDC, Slipknot i wiele wiele innych. Mam wspaniałą rodzinę, żonę. Czyli jestem spełniony i zrobiłem swoje. To były tylko myśli na tamtą chwilę  jak okazało się później. Wynik trzeciego rezonansu przyniósł w końcu wiadomość od lekarzy co mi jest. Okazało się, że urodziłem się z pewnym defektem z tyłu głowy a mianowicie z zdeformowanymi tętnicami. To one powodują ból. Czy odczuwałem bóle głowy wcześniej? Tak, gdzieś od 20 roku życia. Ale nie było to nic takiego co mogłoby martwić. Ból przechodził sam lub po tabletce przeciwbólowej. Ok, zaczęło się leczenie, kolejne badania. Zalecenie lekarza to zmiana trybu życia, a przede wszystkim zero stresu, i dbać o siebie, żyć spokojnie. Ha! Sobie myślę. Żyć bez stresu??? Żart. Ale ok.

Pamiętam dokładnie dzień w którym wyszedłem ze szpitala. Słoneczko, ciepło po prostu chce się żyć. Nawet na chwile się zatrzymałem aby poczuć słońce na twarzy. I myślę, że będzie dobrze i ruszyłem szybciej i nawet troszkę jakbym chciał pobiec. Ale zaraz ciało dało mi do zrozumienia kto teraz rządzi. Zrobiło się słabo zakręciło się w głowie. Mówię ooohhooo ale chaj 🙂 Wróciłem do domu spokojnie i wolno. Całe leczenie i przyjmowanie środków spowodowało, że byłem mega słaby. Tak słaby, że nie byłem w stanie wejść do domu na drugie piętro. Zatrzymywałem się na pierwszym gdzie odczekałem około 5 min i ruszałem dalej. To jeszcze było nic. Kolejna sprawa to mowa. Miałem spowolnioną mowę co było dla mnie bardzo irytujące. Doszły do tego lęki. Lęki na ulicy. Gdy szedłem chodnikiem i nagle ktoś mnie wyprzedzał, mijał gwałtownie to zatrzymywałem się bo czułem to tak jakby ktoś w nocy Cię przestraszył. Nagle wyskoczył robiąc jakąś minę i do tego krzyknął. Z tym, że nikt nic takiego nie robił, było jasno, słońce świeciło a ja miałem jazdy psychiczne na maxa. Z każdym dniem było coraz gorzej. Gorzej psychicznie. Nie potrafiłem się z tym pogodzić. Zawsze byłem sprawny fizycznie i intelektualnie. Teraz byłem jak 90-cio letni facet z roztrzaskaną psychiką. Do czasu jak nadszedł ten dzień w którym to po wdrapaniu się do domu stanąłem przed lustrem i ze łzami w oczach wykrzyczałem NIE!!!

W tym okresie ważyłem około 120kg…. czułem się okropnie, wstrętnie i tak zwyczajnie bezużyteczny. Postanowiłem na przekór wszystkiemu, że zmienię ten stan i nikt ani nic nie będzie mnie wstanie powstrzymać. Tak sobie to włożyłem w moją świadomość, psychikę, że prawie byłem pewny, że dokonam zmian – oczywiście nigdy nie przepuszczałem, że aż takich 😉

I teraz może się zaskoczysz czytając co poszło na pierwszy ogień przy mojej zmianie ale tak było. A była to Ewcia 🙂 Tak Ewa Chodakowska i jej ćwiczenia. Nie będę przytaczał jak one się nazywają bo nie mam pojęcia. Zacząłem coś w miarę co mnie nie zabije jak jakieś kilery 😉 Zacząłem skakać, wyginać się i takie tam pajace robić 🙂 Lało się po mnie niesamowicie. Czy dawałem radę przejść trening? Ale skądże. Po dwóch minutach tak się lało ze mnie że szok. Oddech mnie dławił, a serce prawie wyskoczyło. Bardzo często musiałem sobie robić przerwy aby odetchnąć i próbować dalej i dalej i dalej. Do tego zmieniłem jedzenie. Praktycznie nie dotykałem słodyczy, ciast, ciasteczek, batoników sryków i jeszcze nie wiadomo co. Jedyne co pozostało to prawdziwa gorzka czekolada o min 70% kakao. Zresztą ja nie uważam to za wiecie śmieciowy słodycz. Czekolada jest bardzo wartościowa, zawiera bardzo dużo mikroelementów. I co ważne to to, że właśnie w taki okresach gdzie człowiek odcina sobie wiele – przynajmniej w tym początkowym lub do zejścia do wagi docelowej – czekolada powoduje, że po zażyciu jej czujemy się lepiej – ja także psychicznie. Jeśli chodzi o dietę i ćwiczenia to pojęcie miałem. Od zawsze byłem raczej aktywny fizycznie choć w różnych okresach życia było różnie. Wiedziałem co to bilans kaloryczny, deficyt, tętno, ćwiczenia, zdrowe tłuszcze, węglowodany.

IMG_20150316_015550Gdy zszedłem z wagi tak już troszkę to postawiłem na kolejny etap – BIEGANIE 🙂 Jak sobie przypominam jak to było za pierwszym razem to mam wrażenie, że lepiej małemu dziecku wychodzi raczkowanie niż mi bieganie 😉 Przede wszystkim co mi się kojarzy z bieganiem na początku to ból, brak oddechu, ciężkość całego ciała. Czy to było już bieganie? A gdzie tam. To było coś tam coś tam. Jakieś próby truchtu przeplatane z chodzeniem. Ścięgna, mięśnie, łydki, okolice kolana, kostki, stopy wszystko tak bolało, że szok. Oczywiście nie był to ból który był pochodny od kontuzji lecz zwyczajnie od mobilizacji ciała do działania i poddaniu go pewnym obciążeniom. Walczyłem każdego dnia. Pogoda? Była totalnie bez znaczenia. Wiatr, mróz, deszcz wychodziłem i robiłem swoje. Dzień za dniem, tydzień za tygodniem, miesiąc za miesiącem było coraz lepiej. Mniej na wadze i bardziej wydolny kondycyjnie.Moje biegi już zaczynały być biegami, a moje biegowe kilometry mocniejsze. Nadszedł czas na pewne sprawdzenie się.

Muszę bardzo mocno zaznaczyć jedną sprawę jeśli chodzi o bieganie. Przez bardzo długi czas byłem bardzo, ale to bardzo sceptycznie nastawiony na bieganie w różnych zawodach jak półmaraton czy maraton. Znajomi obserwując moje biegi od czasu do czasu pytali ” to jak Piotr, kiedy półmaraton?”, „kiedy spotkamy się na starcie półmaratonu?” I powiem Wam, że im więcej takich pytań było tym bardzie miałem nerwa. Bo po co mi to? Na co mi to? Na cholerę mam biec 21km czy 42km??? Jeszcze mnie nie porąbało – sobie myślę.

Nadszedł jednak jeden szczególny dzień. To był dzień poznańskiego maratonu w którym miała swój debiut siostra mojej żony Julia. To był dzień w którym we mnie drgnęło. Było tyle emocji. Tyle wzruszeń. I było coś jeszcze co zauważyłem. Wiele osób, które pojawiło się jako kibic na wózkach. To był widok, który w moje głowie zmienił wszystko. Już nie było pytań po co, dlaczego? Tylko była myśl – zrobię to i będę Biegał Bo Są Tacy Co Nie Mogą. Tak też zacząłem już z zupełnie innym podejściem biegać. Czy korzystałem z trenera czy dietetyka? Nie. Wszystko co robiłem i robię do tej pory robię sam. Pod mój organizm tak jak reaguje i jak mi „mówi”.

IMG_20150414_145500Pakiet startowy na 8 poznań półmaraton zakupiliśmy praktycznie w ostatniej chwili, a dokładnie odkupiliśmy od jednej osoby, która z powodu kontuzji czy choroby nie mogła wystartować. Emocje były. Choć raczej w porównaniu do Orlen Warsaw Marathon byłem bardzo spokojny. Nie miałem żadnej strategii biegu. Miałem cichą myśl aby może zrobić ten półmaraton tak w 1h59′ Wiecie aby czas był poniżej 2h. Pojechaliśmy z Julią na start. Między czasie jakieś wc i te sprawy i tak się stało, że się zgubiliśmy. Nie szukałem już jej bo niedługo był start. Myślę gdzie się ustawić? Patrzę widzę zająca z balonikiem na 1h45′ A co tam stanę koło niego. Jak nie będę dawał rady to zwolnię i nie będzie problemu. Przypominam, że to był mój debiut i totalnie byłem zielony jeśli chodzi o starty.  Pamiętam, że było chłodno – nawet zimno. Ok 3!2!1! START! Maszyna ruszyła. Atmosfera była mega. Tylu ludzi biegnących razem, tylu kibiców na drodze półmaratonu. Czad! 🙂 Biegnę, biegnę i biegnę. Co ciekawe biegnę cały czas ze swoim zającem. Biegnie mi się lekko. Oddech kontroluje, serce ok. Trasa tak biegnie, że na 11km biegnę przy moim domu. Jest moja żona Agnieszka z synem Jakubem i teść. Przybijamy „piątki” i lecę dalej jak na skrzydłach. Te kilometry na których aktualnie biegnę to moje tereny biegowe więc czuję się jeszcze pewniej. Cały czas słucham poleceń zająca „trzymamy tempo na zbiegach, nie puszczamy nóg, trzymamy tempo na podbiegach, nie wyprzedzamy”

IMG_20150413_200603Dobiegam do poznańskiej malty na której była meta, po prawej słyszę krzyk ” Piotrek biegnij, biegnij do mety!!” – moja żona 🙂 Wpadam na metę i nie wierzę. To co mi przed oczami przeszło to film w przyspieszonym tempie – choroba, niemoc, walka, schody na drugie piętro. A teraz??? Ukończony półmaraton poznański z czasem 1h45′!!!!!!! 🙂 Niesamowite emocje!! Niesamowita radość!! 🙂

I tak się rozpoczęła moja droga biegowa 🙂 Następnie były maratony i ultramaratonów. Ukończyłem  Koronę Maratonów Polski z najlepszym czasem 3h32′. Zdobyłem i ukończyłem  jeden z najtrudniejszych ultramaratonów w Poslce 3xśnieżka=1 x Mont Blanc. Walczyłem także na kultowym Biegu Rzeźnika do 67KM. Ale to już inne emocje i inne rozdziały mojego życia, które opisuję tutaj Orlen, Poznań, Warszawa.

Tutaj przedstawiam link do moich wszystkich aktualnie pokonanych biegów.

IMG_20150830_154859A teraz już na koniec o kimś kto stoi za tym, że jestem, żyję i biegam. Oczywiście chodzi o moją wspaniałą żonę Agnieszkę. Całe moje maratony są niczym przy tym przez co musiała przejść moja żona. Od samego początku była i jest moim wsparciem. Nigdy, ale to nigdy nie zobaczyłem w jej oczach słabości, strachu nawet w tym ciężkim okresie szpitalnym. Zawsze mówiła, że będzie dobrze. Nigdy nie powiedziała daj spokój. Zawsze mobilizowała do pracy, ćwiczeń. Zawsze dodawała wiary i mocy swoją postawą, słowami i gestami. Tak jest moją żoną. Zresztą sama mnie sobie zrekrutowała 😉 Lecz oprócz tego, że jest moją żoną, matką mojego syna to jest po prostu moim najlepszym i jedynym przyjacielem. Kocham ją ponad wszystko i jestem i będę wdzięczny jej do końca mych dni za to, że pozwoliła mi na to aby wejść do jej świata i przejść przez niego razem.

Jedna uwaga do wpisu “Droga do biegania i -41kg. Ze szpitalnego łóżka do maratonu

  1. Pingback: Podsumowanie roku 2015 | Biegam Bo Są Tacy Co Nie Mogą

Dodaj komentarz